ST,
no to się ogłaszam...
Pierwszy raz przyjechałam nie z powodów finansowych. Rozstanie z mężem było paskudne : byłam rozbita psychicznie i bardzo chciałam uciec od tego wszystkiego, a przede wszystkim od jego natrętnych telefonów, nachodzeń itd. Mam w Niemczech przyjaciółkę, więc postanowiłam na krótko do niej wyjechać. Tydzień po moim pobycie polski ksiądz szukał kogoś na zastępstwo - i tak się zaczęło. U babci zostałam dwa lata i dwa miesiące. Po jej śmierci "robię " tylko zastępstwa - jestem emerytką, mam własne lokum , nie muszę walczyć o przetrwanie ani moje, ani rodziny - dofinansowuje swoje podróże i zmieniam to i owo w mieszkaniu. A pracę bardzo , nie uwierzysz, lubię. Może dlatego, że moje "przypadki" są z reguły pflegeleicht, może dlatego, że znam język i potrafię walczyć ( spokojnie i taktownie ) o swoje prawa, o których mówię już od progu, a nie po dwóch tygodniach. Jeżeli robię w mojej pracy coś, czego osoba przede mną nie robiła - uprzedzam, że to moja decyzja. Obecnie zajęta jestem zgrabianiem liści - uwielbiam ich zapach jesienią. Wiem, córka babci zamawia kogoś do tej pracy, ale jej nie ma, a ja robię to chętnie. Mam jeszcze jedną "słabość" - czyste okna. Myję je kostenlos i nie obchodzi mnie czy robi to rodzina, czy Reinigungskraft - kocham światło !
Wracając do tematu i Twojego pytania...
Nie marzyłam o tego rodzaju pracy. Ale teraz, po prawie 10 latach, stwierdzam, że dzięki niej jestem bogatsza duchowo, wrażliwsza na dolegliwości i zachowania ( czasami działające okropnie na nerwy ) starych ludzi , a proces przemijania ( dotyczący i nas ) stał się mi o wiele bliższy. I chyba nie taki straszny. Wiele się od owych babć nauczyłam. A teraz nastąpi minuta szczerości :
dziękuję Bogu, że mogłam i mogę tę pracę wykonywać - jest to najwspanialsza lekcja życia.
Pozdrawiam...