Po przeczytaniu wypowiedzi u góry,kontrast niesamowity-strach wysłać kogoś z rodz. do ,,naszych,, domów opieki...
Na pewno są domy, gdzie to jest lepiej zorganizowane. Na przykład koleżanka, która była rozliczana w swoim DPSie z czasu spędzonego w pokoju pdp mówiła, że generalnie mieszkańcy byli zadbani itd, ale warunki dla personelu były trudne m.in. kierownik twierdził, że na 12 h pracy przysługuje kwadrans przerwy, a na argument o tym, że Kodeks Pracy jasno określa, że jest to pół godziny odparł, że wg wewnętrznych regulacji DPSu 15 minut i koniec. Więc co z tego, że pdp zadbani, jak personel wykończony, co prędzej czy później skutkuje wypaleniem zawodowym i kombinowaniem, jak by tu pracować, żeby się nie wykończyć.
Myślę też, że charakterystyczne jest to, że dopóki pdp jest w miarę sprawny, to jeszcze jest w miarę dobrze. To co jest napisane w pierwszym poście to dla mnie trochę absurd, bo wiadomo, że nikt nie będzie mył osoby, która sama jest w stanie to zrobić, ani zmuszał do jedzenia w stołówce, skoro woli sobie sama coś ugotować w kuchence. W moim byłym DPSie też były wycieczki do biblioteki, do groty solnej, oglądanie filmów - dla garstki osób sprawnych fizycznie i umysłowo. A co w momencie kiedy przestaje się być taką osobą? Ano tragedia. Człowiek dostaje pampersa i ląduje w łóżku. Dwa razy na dobę mu się tego pampersa zmieni (no chyba, że ktoś z rodziny dokupi więcej, to wtedy częściej), czasem zajrzy opiekunka i przyniesie pranie, ale zaraz ucieka, bo ma do obskoczenia dwa piętra, ktoś wniesie śniadanie, obiad, kolację, wejdzie na chwilę napoić. I nic ponadto. Taki pdp przeważnie już z tego łóżka nie wychodzi, bo nie ma rehabilitacji, nie ma pionizowania, więc jak mu się ma polepszyć? Do tego dołącza się depresja, bo jak w nią nie popaść, jak jest się przykutym do łóżka w czterech ścianach i pozostawionym samemu sobie (poza zaspokojeniem tych podstawowych potrzeb).
Takie spisywanie pdp na straty było dla mnie najgorsze w pracy w Polsce. O dziwo były osoby przykute do łóżek, które zachowywały pogodę ducha. Jakim cudem - nie wiem, ja bym chyba tego nie zniosła.
I na koniec takie dwa przykłady:
DPS: podopieczna z pampersem, leżąca, ale z pomocą potrafi stanąć. Rodzina przyniosła krzesło toaletowe i wyegzekwowała, że pani będzie na nie wysadzana, żeby nie sikać cały w pampersa. Pani nie umie się z tym pampersem pogodzić i mniej więcej 3 razy dziennie woła, żeby ktoś ją wysadził. Podczas jednego z takich wołań wkurzona pielęgniarka mówi, że jak pdp nie przestanie krzyczeć, to ona tam pójdzie i poda jej haloperidol, żeby się uspokoiła. Lepiej więc samemu się zdenerwować, odmierzyć kropelki, wmusić je w pdp i zostawić ją roztrzęsioną niż po prostu pójść i ją wysadzić na to krzesło, co zajmie tyle samo czasu co podanie jej psychotropów.
Heim: pani z demencją, co jakiś czas przeżywa wydarzenia z przeszłości. Tym razem akurat czeka na paczkę od kogoś tam. Chodzi za personelem i pyta, co z jej paczką, czy już przyszła itd. Opiekun bierze pusty karton z magazynu, okleja taśmą i mówi, że paczka już jest. Pani spaceruje jakieś 2 godziny z tym kartonem i cieszy się jak dziecko, zastanawiając się, co tam w środku może być.