Jasne, tylko że ja je robię "na oko", jak córka dziadka pierwszy raz robiła, to jej nie wyszły wg. mojego przepisu, dopiero, gdy podpatrzyła, jak ja je robię, udało jej sie uzyskać konsystencję.
A zatem (składniki na jakieś 20-25 ciasteczek) - słowo w słowo zerżnięte z bloga kulinarnego mojej koleżanki, której ukradłam przepis i teraz wykorzystuję, ale zawsze mówię, że nie sama nań wpadłam:)
Najprostsze z najprostszych, z tego co w danej chwili macie w domu:) Kostkę masła (polską kostkę, więc 200g) wymieszać z połową torebki cukru waniliowego (jeśli paczuszka mała, wsypać całą), 2 łyżkami cukru pudru- na krem (może być zwykły cukier, miód lub, w przypadku pacjentów diabetyków - słodzik do ciast, w Edece do kupienia za 0,99 euro, 200ml). Dodać jedno jajko, wmieszać, szklankę mąki i łyżeczkę proszku do pieczenia i znów zamieszać. Potem nadchodzi czas na wariacje, czyli dodajemy czego dusza zaparagnie tyle, żeby ciasto pozostało spójne. Wsypuję pół 1/3 paczki muesli, rodzynki, orzechy i pokruszone Prince Pola. Po uprzednim schłodzeniu ciasta (nigdy nie czekam, aż się schłodzi :) ) nakładać łyżką bądź formować ręką małe porcyjki, najlepiej placuszki, w środek wsadzić wg uznania, orzech, kawałek czekolady, rodzynek. Można dodać kakao i zrobić mieszane - czarne i białe, ciemne ślicznie wyglądają ozdobione migdałami, a jasne czekoladą. Wszystko ląduje w mocno nagrzanym piekarniku (180C), piec do zarumienienia (czyli około 10 minut, trzeba uważać, bo szybko się rumienią i łatwo przypalić, ale jak dojdziesz do wprawy, to nie powinno się już zdarzać, rosną przez wzgląd na proszek, więc muszą być odstępy między nimi na blasze. A, no i masło się rozpływa, ale to normalna sprawa, więc proszę się nie zrażać)
TA-DAM :)
W sumie razem z pieczeniem 15-20 minut :)
I tanio !
Smacznego.